niedziela, 10 listopada 2013

Isabele Marant.

Zacznę od tego, że gratuluję tym, którzy zdobędą chociaż jedną rzecz z kolekcji Marant dla H&M. Kolekcja jest piękna, nowoczesna, zimowa. Przynajmniej tak wygląda na stronie H&M.


Do zdjęć zaproszono Nielsa Schneidera, aktora znanego z filmu Xaviera Dolana "Wyśnione miłości" i Clémenta Chabernaud, modela, o którym pisałem ostatnio.

Ale nie o kolekcji Isabele dla H&M chcę tutaj, bo o tym świergotać będą wszystkie inne blogi. Chcę o samej Isabele Marant.
Gdyby nie współpraca wielkiej sieciówki z Marant nigdy bym zapewne o Isabele nie słyszał. Jej marka powstała w 1994 roku i od tamtego czasu ma ponad 10 salonów na całym świecie.
Ostatnio na kanale Planete pojawił się film z cyklu "W przeddzień", o kulisach przygotowań do pokazów mody wielkich projektantów. Marant z tego filmu to bardzo ciepła, kreatywna kobieta, zawsze uśmiechnięta, nawet wtedy, gdy leży na podłodze sparaliżowana bólem pleców. Tworzy przepiękne rzeczy. Skupia się w swoich projektach na wyeksponowaniu nóg, szyi, dekoltu. Jej moda jest nowoczesna, kobieca, praktyczna. 
Wstyd mi, że dopiero teraz poznaję postać Isabele Marant, bo muszę przyznać, że jej ubrania są bardzo w mojej stylistyce.






piątek, 8 listopada 2013

Styl na: lumpa.

Styl na lumpa, na menela.
Czy jest to już styl, czy może przypadkowy zbiór ciuchów, albo wyjątkowe poczucie dystansu do mody?
Posłużę się dwoma przykładami ze strony Facehunter. Dwaj faceci, którzy zostali sfotografowani na Fashion Weeku. 



To, co ludzie z siebie robią przy okazji i dla okazji modowych spotkań to temat na osobny wpis, wręcz osobny artykuł. Zawsze jednak biorę na poprawkę okoliczności. Fashion Week to tydzień parady pomysłów i wiem, że ludzie na co dzień się tak nie ubierają. Ale czy tak właśnie być powinno?

Na menela ubrać się jest nie tak łatwo. Wymaga to wręcz pewnego wyczucia, by z menela nie zrobił się nagle cyrkowiec z dawno już umarłej trupy. Ale granica bywa w tym przypadku wyjątkowo cienka i często, patrząc na stylizacje, łapię się na przydługim analizowaniu zjawiska. Co jednak odróżnia przemyślaną stylizację od prawdziwego, rasowego lumpa z ulicy? Na żywo łatwo zgadnąć, a raczej wyczuć-zapach. Ubrania są czyste, wyprasowane. To nic, że koszmarne. Skarpetki białe, buciki prosto z pudełka.
Sprawa zapętla się przed monitorem komputera. Ciężko zgadnąć, czy to Dior rocznik 93, czy może rękodzieło koleżanki znanej tylko w kręgach. 
Przyznaję się bez bicia-mnie też czasami nie chce się ubierać, też zakładam na siebie dresy, adidasy, białe skarpetki, włosy pod pachami zapuszczę, brody nie ogolę, wodą kolońską nie pachnę. I w tym na rynek po pomidory skoczę i po bilet do kiosku na dzień następny. A gdyby mi ktoś tak zdjęcie zrobił, to bym chyba zawału doznał. Zaszyłbym się w sobie. I nigdy bym się w tym stanie nie pokazał na Fashion Weeku, ani na innym Weeku, przed obiektywem. Taki już jestem. I nie chciałbym, żeby ktoś ze mnie brał przykład, nie chciałbym być inspiracją dla nikogo, bo te dresy i te skarpetki to wstyd i For my eyes only gadżety z przeszłości.